Jestem zwolenniczką ekologicznych, mniej energochłonnych oraz wykorzystujących energię odnawialną rozwiązań w budownictwie. Być może faktycznie czas zwrotu inwestycji w układy solarne jest dużo wyższy niż podałam - ale sam Pan pisze, że w niektórych przypadkach zwraca sie już po 6 latach - więc podane przeze mnie widełki nie odstają aż tak od Pańskich wyliczeń. Napisałam zresztą, że jest to zależne od sposobu eksploatacji domu. Z pewnością posiada Pan o niebo większe doświadczenie inżynierskie niż Ja i wierzę, że inwestycje zwracają sie niekiedy po bardzo długim okresie. Proszę jednak też wziaąść pod uwagę to, że w chwili obecnej nie uwzględnia sie żadnych kosztów środowiskowych danej inwestycji. Chodzi mi o koszty jakie ponosi środowisko z uwagi naenergochłonne rozwiązania w budownictwie. Zwrócił uwagę na to mój Dziekan , w trakcie studiów. Mianowicie chodzi o sytuację, w której np. zostałyby nałożone podatki, z uwagi na niekorzystanie z dostępnych rozwiaązań, które zakładają wykorzystanie energii odnawialnej do zaspokojenia potrzeb mieszkańców. Być może wówczas inwestycja w takie np. układy solarne byłaby ekonomicznie uzasadniona i czas zwrotu poniesionych kosztów był znacznie krótszy.
Panie Jerzy link do strony BDB oraz Pana obecność na forum to też marketing, który jak Pan twierdzi jest z definicji "zakłamany".Uważam jednak, że robi Pan kawał dobrej roboty, ponieważ promuje Pan rozważne, ekonomiczne i inżynierskie podejście do spraw budownictwa.
Poruszyła Pani kilka wątków, do których się odniosę.
Reprezentuje Pani pokolenie "młodych gniewnych" - to normalne. Pan Radek, także. Też kiedyś takim byłem i też wzbudzałem krytykę starszych kolegów. To nic zdrożnego, bo taka jest kolej rzeczy i proszę nie traktować tej uwagi jak przytyk. Chcę jedynie zwrócić uwagę Państwu na pewien werbalizm i tendencję do generalizacji opinii.
Krytykuję marketing, który z definicji jest kłamliwy, zaś używanie przez Panią cudzysłowia jest nie trafne. To dzieki niemu, powstało znane powiedzenie, że "każda sroka swój ogon chwali". Jak się weźmie do ręki dowlny podręcznik marketingu, to w każdym rozdziale znajdzie się podstawowy cel tegoż: przyciągnięcie do siebie klienta - najlepiej na całe jego życie i przekonanie go, że nasza oferta jest jedyną z będących na rynku, której szuka a jeśli nie szuka, to mu ją właśnie objawiamy - z jego przekonaniem, że jest właśnie tą, która może mu odmienić życie lub uszczęśliwić. Tu właśnie tkwi kłamliwość działań, bo nie cel klienta jest podstawą, a cel oferenta - czyli jego a nie klienta zysk.
Czy można nazwać tym samym marketingiem, np. noszenie identyfikatora przez uczestników konferencji? Nie. Zatem, skoro identyfikator tam jest zjawiskiem normalnym, to identyfikator na forum już nie? Wyjaśniam więc, że wiele razy i na wielu forach pisałem, iż jestem wrogiem anonimowości w internecie. Uważam, że dyskutanci powinni wiedzieć kto zacz i z kim wymieniają poglądy. Bez tego, dochodzi często do wypowiedzi bałwochwalczych, nieetycznych i wręcz szowinistycznych. To tak jak z kibicami na meczu piłkarskim: w kupie z kapturem na głowie wyczynia się harce, ale z dowodem osobistym w ręku już nie. Z tego wyłącznie powodu, a nie reklamy, podaję namiary na swoją stronę internetową, gdzie można poczytać kim jestem i jakie mam podstawy do zabierania głosu w budownictwie. Mam nadzieję, że wyjaśniłem tę kwestię. Reklamy nie potrzebuję. Będę rad, jeśli adwersarze poświęcą się merytorycznym zagadnieniom.
Co do widełek przedziału czasu zwrotu inwestycji solarnej, to Pani odstają i to mocno. Gdybym nie sprostował podanego przez Panią zakresu, ktoś mógłby wysnuć fałszywy wniosek, że taki jest właśnie przedział. Nie jest. Przedział jest znacznie ale to znacznie szerszy. I nie idzie o ustalenie jego wartości granicznych, bo te rzeczywiście zależą od wielu czynników i dla każdego domu są indywidualne. Zatem, nie można generalizować, jak czynią to udzielający kredytów na solary. Ono generalizują, bo namawiają do brania kredytów. My, inżynierowie, mówimy STOP! Najpierw obliczenia opłacalności, a potem decyzja - to chyba jasne? Jeśli obliczenia wykażą celowość takiego czy innego rozwiązania, decyzję pozostawiamy inwestorowi. Czy ma brać kredyt? Też jego decyzja. Gdyby Rząd dofinansowywał przedsięwzięcie w solary, celowość byłaby bardziej namacalna, ale tu się nie spłaca inwestycję a część kredytu. To silnie podważa zasadność pakowania się w kredyt. To też chyba jasne.
Co do namawiania rozwiązań proekologicznych i energooszczędnych, tu Pani Katarzyna i Pan Radek poruszają ogromnie ważne zagadnienia, ale też z natury "gniewności" - zbyt generalizujące. Pomysł dziekana Pani Katarzyny jest czysto akademicki czyli oderwany od rzeczywistości, czyli świata. Jak wiemy, światem rządzą pieniądze a nie szczytne cele czy zaklęcia. Nie ma ustroju idealnego a ten co miał być idealny, okazał się zwykłym oszustwem.
Działania proekologiczne nigdy nie były niczym innym jak modą i czystym zabiegiem marketingowym. Dam przykład: Pewien duży światowy koncern swego czasu podał wszem i wobec, że oto staje się zwolennikiem proekologii i oszczędności energii. Wprowadził całą ogromną akcję informacyjno-propagandową, że jego produkty są wytwarzane z minimalnym zużyciem energii, że opakowania są ekologiczne itd, itp. szczytne hasła. Zaraz pojawiło się setki naśladowców - wyłącznie pośród pionów marketingu, bo ukazała się nowa ścieżka do zaistnienia w mediach i świadomości społecznej - co jak wiemy, jest podstawowym celem tej dziedziny. Można przyklasnąć takim działaniom, prawda? Ha - i przyklaśnięto! Zaraz posypały się nagrody i wyróżnienia i "achy" i "ochy" w mediach. Żaden jednak dziennikarz (jeśli nie profanuję tego zawodu) nigdy nie zadał sobie trudu, by poczytać między wierszami. Nie sprawdził, że koncern nie zakupił ani jednego auta służbowego na gaz czy hybrydowego, by zmniejszyć zużycie paliwa i nie zanieczyszczać środowiska! A jest na czym oszczędzać, bo zwiększono o ponad 2 tysiące aut służbowych, w których każdy agent spala rocznie po 12000 litrów paliwa! Żaden nie sprawdził, że koncern puścił w świat setki firmowych autobusów i nagłośnień z oświetleniem kilkunastu kW mocy, by promować swoje energooszczędne rozwiązania. W efekcie, zwiększono zanieczyszczenie środowiska, ale tabliczkę marketing powiesił zgoła inną.
Wracając na nasze podwórko: proekologiczności, oszczędności energii i zmniejszenia zanieczyszczenia środowiska. Działania w tych dziedzinach zawsze były i będą oparte na znanej sprzeczności: im bardziej oszczędne, tym droższe. A inwestor, który ma być tym wdrażającym, zawsze był i będzie za najtańszymi w zakupie i najtańszymi w eksploatacji. A tu znowu sprzeczności, bo im tańsze w eksploatacji, tym droższe w zakupie i odwrotnie.
Dopóki każde rozwiązanie proekologiczne i prooszczędnościowe będzie wymagać wydatków (a będzie), dopóty nie będzie powszechnej mody czy tendencji do rozwiązań proekologicznych. To jest pewnik i nie ma co się rozwodzić na ten temat. A kto ma być stymulatorem rozwiązań "pro"? Na pewno nie karanie podatkami za ich unikanie - jak się wymarzyło pewnemu dziekanowi Pani Katarzyny. To utopia. Kiedyś był pomysł by karać większym podatkiem mężczyzn kawalerów oraz rodziny bezdzietne, by zwiększyć liczebność narodu w Polsce, bo sypie się system emerytalny. Nonsens, prawda? Tak samo należy ocenić takie pomysły dziekana i podobnych. co nie oznacza, że cel nadrzędny jest do pominięcia.
Jaki powinien być zatem, sposób na powszechne wdrożenie systemów "pro"? Moim zdaniem jest tylko jeden: wdrożyć państowe mechanizmy prowadzące do zmniejszenia kosztów tych systemów. Zapytam prozaicznie: czy gdyby instalacja solarna lub pompa ciepła czy wiatrak były bezpłatne a koszt ich eksploatacji był pokrywany przez państwo, to spełeczeństwo nie rzuciłoby się na ich wbudowanie? Czy nie stało się by standardem posiadanie takich urządzeń i takich domów? Pytanie retoryczne, prawda? Zatem, nie w karaniu za niestosowanie drogich rozwiązań, nie namawianie, nie głoszenie haseł, lecz rzeczowe działania rządu powinny za tym stać! Czy rząd ma możliwość? Tak i to ogromną, bo wystarczy np. zmniejszyć podatki producentom rozwiązań "pro" ale jednocześnie kontrolować ich kalkulację cen sprzedaży, np. wprowadzić ulgi podatkowe inwestorom stosującym rozwiązania "pro", np. powołać instytut zajmujący się wyłącznie tworzeniem i udoskonalaniem rozwiązań "pro" itd. Oczywiście, to wszystko wymaga dwóch rzeczy:
1. Zaangażowania ministrów i ich urzędników.
2. Pieniędzy.
Jak wiemy, z tym pierwszym jest poważny problem i wymaga kompletnej rewizji pracy urzędów, w których liczebność powinna być zredukowana przynajmniej o 80%, zaś praca powinna się odbywać jak u mojego pradziadka, który był zarządcą gminy, a jego urzędnik dostawał baty jeśli jakaś droga gminna wiosną czy w zimie była choć raz nieprzejezdna.
Z tym drugim, nie ma żadnych problemów. Wystarczy zrezygnować z wydawania setek milionów np. na koncerty rocznicowe czy huczne otwarcia stadionów. Korzyść będzie jeszcze większa, bo nie będzie się straszyć zwierzyny i zanieczyszczać środowiska racami czy nie będzie się pożerać megawatów prądu elektrycznego na nagłośnienie i oświetlenie imprezy.
Albo zaczniemy oszczędzać świadomie, albo Ziemia nas do tego zmusi, ale będzie wtedy za późno - a ponoć szczycimy się tym, iż jesteśmy istotami myślącymi. Założę się, że zwierzęta nas obserwujące temu zaprzeczają.
W kwestii domów pasywnych, o których pisze Pan Radek, mogę napisać to i owo. Z tymi domami też nie jest tak różowo, jak głosi marketing - a wręcz odwrotnie, ale to temat na inną okazję.
Pozdrawiam i dziękuję za rzeczową dyskusję.
Jerzy Zembrowski